Tytuł: Kuzynki
Tytuł oryginału: -
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 296
OPIS:
Młoda kobieta niespodziewanie odkrywa tajemnicę rodzinną.
Kuzynka jest niezwykle podobna do prababki, której portret wisi w muzeum.
Zbieg okoliczności? Dlaczego kobieta wyglądająca na dwadzieścia lat ma tak
bogate doświadczenie, a o carskiej Rosji mówi jak o dniu
wczorajszym? Czy tynktura długowieczności mistrza Sędziwoja jest tylko legendą?
Pojawia się młoda dziewczyna, nastolatka uciekająca
od wojny na Bałkanach. Czy tylko? Czy zbieżność z podobizną
na monecie bizantyjskiej jest przypadkowa? Dlaczego w Bośni znów
odżyły legendy o wampirach?
Andrzej Pilipiuk w niezwykle frapującej powieści odwołuje
się do mitów słowiańskich. Historyczne wątki niepostrzeżenie łączy wciągającą
i ciekawą fabułą. Doskonała lekkość pióra.
RECENZJA:
Czasem lubię sobie postawić jakiś cel. Ostatnio obrałam
sobie za niego przeczytanie książki Pilipiuka. Bo jak mogę twierdzić, że
uwielbiam literaturę fantastyczną skoro nigdy nie zetknęłam się z jednym z
najważniejszych polskich pisarzy współczesnego fantasy? Jako, że słyszałam, że „Kuzynki”
to lekka rozrywka na jeden lub kilka wieczorów postanowiłam zacząć przygodę z
tym autorem od trylogii o kuzynkach Kruszewskich.
Akcja dzieje się w Krakowie, gdzie Katarzyna Kruszewska-
młoda i niezwykle inteligentna kobieta próbuje wyjaśnić niezwykłą tajemnice
rodzinną. Postanawia odnaleźć Stanisławę- tajemniczą kobietę z portretu znajdującego
się w muzeum. Wkrótce okazuje się, że kobiety łączy coś więcej niż tylko
wygląd...
Katarzyna to dwudziestoletnia agentka CBŚ, którą mimo
młodego wieku można uznać za geniusza informatycznego. Wynalazła ona, bowiem cud
techniki- maszynę, która rozpoznając wygląd podanej osoby pomaga odnaleźć osoby
poszukiwane. Kobieta postanawia po godzinach poświęcić swój czas na szukanie Stanisławy.
Z niezwykłym uporem przeszukuje bazy danych aż w końcu, być może dzięki łutowi
szczęścia, natrafia na trop.
Poszukiwaną przez Katarzynę kuzynką jest Stanisława. Kobieta,
mimo że wygląda na niewiele ponad dwadzieścia lat ma wielką wiedzę historyczną,
i nie tylko, na temat Rosji z okresu cesarskiego. Poza tym nosi się zgodnie z
mogą obowiązującą kilkaset lat temu. Posiada także dość niezwykłą umiejętność-
świetnie walczy szablą. Bohaterka zatrudnia się w szkole dla panien, dzięki
czemu ułatwia poszukiwania swojej kuzynce. Wkrótce na jaw wychodzi powód niezwykłych
zwyczajów protagonistki. Okazuje się, że dzięki tynkturze słynnego alchemika- Sędziwoja
stała się nieśmiertelna. Wkrótce obie kobiety udają się na poszukiwanie
kolejnej porcji kamienia filozoficznego.
Monika Stiepankovic to serbska księżniczka, która po
uratowaniu przez polskich żołnierzy ucieka do Polski. Dziewczyna wzbudza
podejrzenia kuzynek nietypowym zachowaniem i śladami czarnej ospy na
policzkach. Wkrótce okazuje się, że nie jest ona zwyczajną nastolatką.
Bohaterowie „Kuzynek” są dość osobliwi. Nie wzbudzają oni
jednak specjalnie mocnych emocji. Owszem, wydają się sympatyczni, mimo to ich
losy niespecjalnie poruszają. Jedyną postacią, która zdobyła moje serce była
Monika. Młoda (chociaż może nie tak bardzo;)) i odważna dziewczyna niebojąca
się nadstawić własnej skóry dla osób, na których jej zależy.
Język dzieła jest prosty i nikt nie powinien mieć trudności
z odczytaniem przekazu. Początkowo jednak dość trudno przestawić się na styl Pilipiuka,
który początkowo sprawia, że czyta się troszkę opornie. Akcja rozwija się dość
wolno. W momencie, gdy dochodzimy do najważniejszych momentów czyta się jakoś
lżej.
Pomysł połączenia nowej technologii, kamienia filozoficznego
i wampiryzmu jest niezwykły. Urzekło mnie to, że autorowi przyszło to z taką
wyczuwalną wręcz łatwością. Z pozoru inne świat łączą się i przenikają ze sobą
z taką naturalnością, że granice między nim są wręcz niewyczuwalne.
Książka jak każda inna ma pewne wady. Najbardziej rzuciło mi
się w oczy to, że świat jest przedstawiony biało- czarno. Nie ma niczego
pośredniego. Z góry wiemy, kto jest dobry, a kto zły. Zakończenie nie
zaskakuje, jest typowym happy endem, który mógłby stworzyć każdy. Wszystko kończy
się dobrze. Jest miło i słodko. Jednak po zbyt dużej ilości słodyczy może w
końcu zemdlić.
Okładka to element, który jako pierwszy rzuca się w oczy,
dlatego jest tak ważna. W tym przypadku nie mamy doczynienia z niczym niezwykłym.
Mimo tego mi sie podoba. Może nie doznałam na jej widok uczucia zachwytu,
niemniej jednak miło się na nią patrzy.
Pierwsze spotkanie z Pilipiukiem uznaję za udane. Niestety
nie mogę powiedzieć, że odnalazłam w „Kuzynkach” wiele emocji. Książka nic nie
wniosła w moje życie. Jednakowoż polecam, bo jest to świetna lektura na wolną
chwilę.
Ocena: 7/10
--------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nic nie zrecenzowałam. Przez
zamieszanie związane z remontem, który (na szczęście) już się skończył nie
miałam czasu by zasiąść do komputera i coś naskrobać.