Tytuł: Władczyni snów
Tytuł oryginału:
Zweilicht
Autorka: Nina Blazon
Wydawnictwo: MAK
Verlag
Ilość stron: 384
OPIS:
Nowy Jork w roku 2113. Niebezpieczny, wymarły. W
opustoszałych drapaczach chmur hula wiatr, a Piątą Aleją płynie rzeka.
Tylko miłość jest taka sama jak sto lat temu.
Jay jest zafascynowany i Madison, i tajemniczą Ivy.
„Grozi ci niebezpieczeństwo, jeśli tu zostaniesz. Nie mów jej, że ją kochasz” – szepcze Ivy. I znika.
Jay musi wybrać między dwoma dziewczynami, dwoma czasami, między przerażającym światem rzeczywistym a bliskim mu światem ułudy.
Tylko miłość jest taka sama jak sto lat temu.
Jay jest zafascynowany i Madison, i tajemniczą Ivy.
„Grozi ci niebezpieczeństwo, jeśli tu zostaniesz. Nie mów jej, że ją kochasz” – szepcze Ivy. I znika.
Jay musi wybrać między dwoma dziewczynami, dwoma czasami, między przerażającym światem rzeczywistym a bliskim mu światem ułudy.
RECENZJA:
„Czasami milczenie ma sporo zalet; ci, którzy nie gadają zbyt wiele, wiedzą, jak milczeć. I przede wszystkim- kiedy”*
Nina Blazon jest niemiecką pisarką. „Władczyni snów” jest
jej kolejną powieścią, która niezwykle kusi opisem i antyutopijną wizją Nowego
Jorku. Jako że dzieło nie jest debiutem moje wymagania, co do treści wzrosły
.
Jay jest typowym nastolatkiem. Poznajemy go niedługo po
przeprowadzce z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Chłopak jest nieco zagubiony w
zaistniałej sytuacji. Niedługo potem pojawia się tajemnicza Madison, która z
magnetyczną wręcz siłą przyciąga głównego bohatera. Oczywiście doprowadza to do
sytuacji, gdy Jay za wszelką cenę stara się zbliżyć do dziewczyny. Początek powieści to niemalże schematyczny
młodzieżowy romans. Dopiero, gdy pojawia się Ivy akcja się rozwija.
Głównym bohaterem powieści jak już wcześniej wspomniałam
jest Jay. Nastolatek jest dość naiwną postacią. Niby jest ostrożny, ale wierzy
we wszystko, co mu się podsunie pod nos. Kreowany jest na wrażliwca, który
wciąż cierpi po utracie ojca. W rzeczywistości nadzwyczaj łatwo przystosowuje
się do sytuacji, a w chwilach, gdy wszystko idzie po jego myśli reszta świata
się nie liczy. Wcale nie ma miękkiego serca czułego na miłość. Jest po prostu
kolejnym, który uwielbia lecieć na dwa fronty. Krótko mówiąc Jay zdecydowanie
nie jest postacią z typu tych, za które przez cały czas trzymamy kciuki i
pragniemy dla nich jak najlepiej. Kreacja tego bohatera pozostawia wiele do
życzenia. Idźmy jednak dalej...
Madison, czyli obiekt westchnień głównego bohatera. Przez
pierwsze kilkadziesiąt stron kreowana jest na postać intrygującą i tajemniczą.
Niestety ten zabieg niezbyt się powiódł. Dziewczyna sprawia wrażenie
infantylnej i okropnie nudnej. Dopiero po pewnym czasie możemy odkryć
prawdziwe, niekoniecznie dobre, oblicze postaci, które jest dużo bardziej
interesujące. Mimo mdłego początku im głębiej w las...tym lepiej.
Kolejną bohaterką jest Ivy. Myślę, że jest to chyba
najlepiej wykreowana przez panią Blazon postać. Jako jedyna, od momentu
pojawienia się na kartach powieści, wnosi niewysłowiony dynamizm i dzikość. Tym
razem jest to osoba, nad której pochodzeniem i zamiarami zastanawiamy się przez
sporą część „Władczyni snów”. Ivy to najmocniejszy charakter, bo oryginalny i
prawdziwy do szpiku kości.
Akcja powieści
rozwija się bardzo powoli. Początkowe wydarzenia sprawiają, że wciąż się
zastanawiamy, kiedy zacznie się powieść z opisu. Niestety to, co najciekawsze
rozpoczyna się dopiero, gdy przebrniemy przez błahą, ale sporą, cześć.
Najistotniejsze i najbardziej wciągające wątki rozgrywają się dopiero po
dobrych kilkudziesięciu stronach. One same lecą na łeb na szyję, jakby autorka
chciała już skończyć, a szkoda. Pomysł był naprawdę niezwykły i nowatorski.
Jeżeli magiczna część byłaby bardziej rozwinięta powieść czytałoby się lepiej.
A skoro pani Blazon tak pozostawiła sprawę mam pewne uczucie niedosytu.
Naprawdę doceniam koncept, jednakże jego potencjał został niewykorzystany.
„Do tej pory sądziła, że nienawiść niezbyt różni się od miłości, ale zmieniła zdanie. Miłość to ciepły powiew, to powietrze i czystość. Nienawiść to rozszalały huragan.”**
Język w powieści jest prosty i młodzieżowy. Styl pisania
autorki jest jednak na swój sposób inny i ciekawy. Liczne powtórzenia mające
podkreślić wagę słów oraz to coś, czego nie da się określić to cechy pisarstwa
Blazon.
Okładka książki zdecydowanie zachęca do przeczytania.
Hipnotyzująca zieleń dominująca na oprawie nie daje o sobie zapomnieć. Tutaj
graficy spisali się na medal. Środek powieści pod względem wydawniczym nie jest
już jednak tak wspaniały. Pierwsze, co rzuca się w oczy to czcionka, która jest
dość niewygodna. Kolejny mankament to liczne literówki, które psują przyjemność
czytania.
„Władczyni snów” mimo sporej ilości wad nie jest złą
książką. Jednak autorkę, która nie jest debiutantką powinno stać na coś więcej.
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że czytało mi się dobrze i lekko. Powieść
poleciłabym wytrwałym, którzy gotowi są przebrnąć przez nieciekawą część by
dotrzeć do tej fascynującej i magicznej.
*str. 30
**str.
266
Ocena: 5,5/10
Za książkę dziękuję serwisowi nakanapie.pl
16 komentarze:
Okładka moim zdaniem śliczna. Książkę na pewno przeczytam pomimo niezbyt pochlebnej oceny, bo jestem jej bardzo ciekawa. :)
Zapowiada się bardzo ciekawie. Chętnie przeczytam mimo niskiej oceny.
Okładka hipnotyzuje, opis także ;) A Twoja opinia średnia. Nie przeczytam pomimo plusów. Nie lubię, gdy akcja wolno się rozwija i zanudza czytelnika. Dodatkowo postacie są "płytkie", więc raczej nie sięgnę ;)
Jak wcześniej pisałam, i tak przeczytam ;)
Okładka zdecydowanie przyciąga uwagę. :)
Może kiedyś się skuszę.
Okładka faktycznie hipnotyzująca i przyciągająca wzrok, ale widać to nie wszystko, bo po Twojej recenzji wydaje się, że jest dosyć przeciętna. Chyba szkoda mi na nią czasu :)
Okładka bardzo fajna, ale recenzja nie zachęca, więc chyba sobie odpuszczę ;)
ostatnio powstaje wiele książek tego typu i jest w czym przebierać. nie wiem na Nine Blazon się skuszę, ale post-apokalispa jeszcze mi się nie znudziła.
Może się skuszę, ale chyba to książka nie dla mnie...
Jak na paranormalny romans to trochę inaczej ugryziony temat i chociaż mówisz ze pierwsza część się wlecze to i tak chętnie sięgnę :)
Nie wiem, czy dałabym radę przebrnąć przez nieciekawy początek ;) Pozdrawiam!
Nie wiem, czy jestem na tyle wytrwała, ale okładka rzeczywiście bardzo przyciąga...
Dobrze, że przeszłaś na blogspota bo normalnie onet robi się irytujący, nawet komentarza nie można wstawić normalnie ;/ okładka magnetyczna, ale nie wiem, czy jestem chętna na przeczytanie ;) zmienię Twoj adres w moich linkach
Teraz już jest nn :)
http://ksiazka-niesmiertelnabrama.blog.onet.pl/ weszło^^
Jednak się przenoszę^^ Zapraszam: http://ksiazka-niesmiertelnabrama.blogspot.com/
Ooooo jestem bardzo ciekawa tej pozycji. ;))
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam na nowego posta:
http://zirtael-bibliomaniak.blogspot.com/
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy nawet najdrobniejszy komentarz :)