poniedziałek, 2 września 2013

Marina- Carlos Ruiz Zafón + podsumowanie sierpnia 2013


Tytuł: Marina
Tytuł oryginału: Marina
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 300

RECENZJA:

Od czasu, gdy w moje ręce wpadła „Gra anioła” Carlos Ruiz Zafón jest dla mnie autorem, który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Dlatego też nie mogłam się doczekać aż dorwę „Marinę”. Czy lektura mnie zadowoliła? O tym za chwilę.

Życie Óskara niewiele różni się od tego, co przeżywają jego rówieśnicy. Uczy się w szkole z internatem, ma własne problemy, przyjaciela, z którym spędza czas. Wszystko zmienia się jednak, gdy poznaje tajemniczą Marinę. Razem z nią odkrywa niezwykłe, a czasem przerażające tajemnice XX wiecznej Barcelony.

Óskar wydaje się chłopcem, jakich wiele. Wraz z lekturą czytelnik nabiera jednak w stosunku do niego sympatii. Wrażliwy i ciekawy tajemnic Barcelony, a przy tym oddany przyjaciel, taki właśnie jest. Między innymi dzięki temu bardzo go polubiłam.

Marina to postać tajemnicza. Jej sekrety odkrywamy powoli wraz z głównym bohaterem. Informacji jej dotyczących nie mamy podanych na tacy, a to jest niewątpliwą zaletą książki. Niestety muszę przyznać, że cała tajemnica, która owiewa bohaterkę nie jest nie do odgadnięcia. Nie psuje to jednak przyjemności z czytania i możliwości polubienia postaci.

Poza nieźle wykreowanymi postaciami autor stworzył niesamowity klimat. Czytając o bohaterach wybierających się na cmentarz, samemu czuje się niemal jakby się podążało wraz z nimi mrocznymi alejkami. Zafón, dla mnie, jest jednym z nielicznych autorów, który potrafi tak odtworzyć klimat miasta, że czuję jakbym sama w nim była, oddychała tym samym powietrzem.

„Czasami to, co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni (…) Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło.”*

Wspominając o klimacie nie mogę zapomnieć o budowani napięcia. „Marina”, jako, że jest thrillerem nieco ocierającym się o horror dla młodzieży ma w sobie coś specyficznego. Jest tu cień grozy i niepokoju. Czytelnika zaprawionego w bojach z horrorami może i to nie przerazi, ale może wywołać lekki dreszczyk emocji.

Pomimo tego, że „Marina” jest thrillerem dla mnie jest również czymś więcej. To opowieść o przyjaźni, stracie i niewinnym młodzieńczym uczuciu oraz o szaleństwie umieszczona na tle urzekającej Barcelony. Poza napięciem lektura dostarcza wiele innym emocji w otoczce świetnego stylu Zafóna.

„Czas robi z ciałem to samo co głupota z duszą (…) Rozkłada je.”**

Oprawa graficzna mnie zauroczyła. Zameczek przedstawiony na okładce doskonale oddaje to, co znajdziemy w środku, a na myśli mam tu szczególnie nastrój. Wszystko dobrze zgrywa się z treścią, co idzie na kolejny plus.

„Marina” jest książką niezwykłą. Głównie pod względem atmosfery w niej panującej. Historia w niej przedstawiona również zasługuje na uwagę i może wciągnąć. Powieść może nie dorównuje poziomem „Grze anioła” niemniej jest powieścią naprawdę godną uwagi. A znakomite zakończenie tylko przypieczętowuje moją ostateczną ocenę.

Ocena: 9/10

*str. 103
**str. 128

_  _  _  _  _  _
Pierwszy raz od powstania bloga postanowiłam sporządzić podsumowanie miesiąca i chyba od teraz będzie tak już, co miesiąc ;)

W sierpniu przeczytałam siedemnaście pozycji. Z wyniku jestem bardzo zadowolona:
  1. Cień wiatru, Carlos Ruiz Zafón – 8,5/10
  2. ORO, Marcel A. Marcel – 8/10
  3. Igrzyska śmierci, Suzanne Collins – 9/10
  4. Bransoletka, Ewa Nowak – 7/10
  5. Prawo krwi, Tess Gerritsen – 5/10
  6. Strażniczka Bramy, Michelle Zink – 7/10
  7. Marina, Carlos Ruiz Zafón – 9/10
  8. Żelazna córka, Julie Kagawa – 7/10
  9. Kroniki Tempusu: Królowa musi umrzeć, K. A. S. Quinn – 6/10
  10. Misery, Stephen King – 8,5/10
  11. Look, Sophia Bennett – 8/10
  12. Osobliwy dom pani Peregrine, Ransom Riggs – 7,5/10
  13. Kaznodzieja, Camilla Läckberg – 8/10
  14. Obiecaj mi, Richard Paul Evans – 7/10
  15. Ocal mnie od złego, Alloma Gilbert – 9/10
  16. Próby Ognia, James Dashner – 9/10
  17. Bling Ring, Nancy Jo Sales – 6,5/10


W sumie daje to 6122 strony, czyli około 197 stron dziennie.
Najlepsze w tym miesiącu: Marina i Ocal mnie od złego
Najbardziej zawiodło mnie Prawo krwi
Dodatkowo najbardziej wstrząsającą książką jest Ocal mnie od złego

A jak wypadł wasz sierpień?

czwartek, 15 sierpnia 2013

Ewa Nowak- Bransoletka / przedpremierowa recenzja


RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Tytuł: Bransoletka
Autorka: Ewa Nowak
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 296
Data premiery: 11 września

RECENZJA:

Ewa Nowak jest jedną z najpopularniejszych polskich autorek tworzących dla dzieci i młodzieży. Jeszcze nie tak dawno sama uwielbiałam jej twórczość i każdą książkę, która wyszła spod jej pióra czytałam z niesłychaną przyjemnością. Dlatego, gdy pojawiła się okazja sprawdzenia czy książki tej pisarki wciąż będą mi się podobały nie wahałam się długo. Czy „Bransoletka” mnie nie zawiodła? O tym za chwilę.

Weronika nie ma łatwego życia. Ojciec i brat są wobec niej bardzo uszczypliwi i nie przepuszczają okazji by uprzykrzyć jej życie. Matka nie zwraca na jej problemy większej uwagi, a przyjaciółka przestaje się zachowywać jak przystoi  przyjaciółce. Dodatkowo na horyzoncie pojawia się chłopak, do którego bohaterka zaczyna coś czuć. Zamiast miłości zostaje wmanewrowana w wyjazd na warsztaty teatralne. Od tego momentu życie Werki zaczyna się zmieniać.

Główna bohaterka jest zwyczajną piętnastolatką. Tak jak każda niemal nastolatka chciałaby zaznać miłości. Zarówno ze strony swojej rodziny i chłopca. Nie jest to jednak tak łatwe. Weronika to postać wrażliwa i dość sympatyczna. Nie jest ona wyzbyta wad, przez co wydaje się bardziej realna. Mnie osobiście niekiedy irytowała, ogólnie jednak wywarła na mnie pozytywne wrażenie.

Pozostali bohaterowie książki również zasługują na uwagę. Irka, Bazyliszek, Monika, Salomea- to tylko niektóre z postaci, które zapadają w pamięć. W większości są oni dobrze skonstruowani, chociaż czegoś mi w nich zabrakło. Niektóre miały wielki potencjał, ale nie pani Nowak nie skupiła się na nich prawie wcale.

Wątek miłosny w książce początkowo wydawał się nieco naciągany. Przez pewien czas nie mogłam się wyzbyć się tej myśli. Osobiście uważam, że położono na niego trochę zbyt duży nacisk. Chociaż mnie on nie urzekł to przyznaję, że później był dość przyjemny i przełknęłam go bez większych problemów.

„Film klasy C. Beznadziejny scenariusz, słabo wykreowani bohaterowie i nędzne dialogi. Oto w czym wtedy graliśmy.”*

Ciekawym motywem w „Bransoletce” jest wplecenie elementów związanych z teatrem. Z przyjemnością czytałam o każdych kolejnych zajęciach na warsztatach oraz szalonych pomysłach Salomei. Obserwowanie tego jak wpłynęły one na Weronikę bardzo mi się spodobało. Zdecydowanie ubarwiło to akcję, która bez tego zapewne opierałaby się na wątku miłosnym.

Język powieści jest lekki i młodzieżowy. Nie jest jednak przesadzony i znakomicie wpasowuje się w akcję. Dzięki niemu czytało mi się błyskawicznie i bez większych zgrzytów.

Okładka niestety trochę mnie rozczarowała. Nie jest może najgorsza, ale równie dobrze mogłaby być dużo lepsza. Plusem jest to, że umieszczono na niej bransoletkę, co nawiązuje do tytułu powieści.

Muszę również wspomnieć o tym, że mimo iż książka może jeszcze podlec korekcie przed wydaniem już teraz jest w niej bardzo mało błędów i niedociągnięć, co bardzo sobie cenię.

„Bransoletka” jest książką dla młodzieży i pod tym względem sprawdza się znakomicie. Nie znajdziemy w niej bardzo głębokich treści. Niemniej jest to powieść, którą mogę polecić, chociażby ze względu na dobre ukazanie rozterek bohaterki i poruszenie problematyki, która w lekturach przeznaczonych dla nastoletniego czytelnika nie występuje zbyt często. Zarówno fani autorki, jak i nowi czytelnicy jej twórczości nie powinni być rozczarowani. Mamy tu wszystko, czego potrzebuje dobra młodzieżówka, jest miłość, odpowiednia dawka problemów oraz przyjemny język. „Bransoletka” nie zawładnęła mną, ale i tak z czystym sercem polecam.

Ocena: 7/10

*str.261


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

wtorek, 30 lipca 2013

Nacja- Terry Pratchett


Tytuł: Nacja
Tytuł oryginału: Nation
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 400


RECENZJA:
Terry Pratchett jest jednym z najpopularniejszych i najpoczytniejszych pisarzy fantasy. Znany jest przede wszystkim z cyklu Świat Dysku. Jako, że przepadam za fantastyką musiałam w końcu sięgnąć po jego dzieło. Mój wybór padł na „Nację”, która nie należy do części cyklu, a jest całkowicie osobną historią.

W alternatywnym świecie nie dzieje się dobrze. Wybucha epidemia, która wprowadza zamęt. W innym miejscu przechodzi ogromna fala, która całkowicie zmienia życie Mau. Katastrofa doprowadza do tragedii pustosząc i niosąc śmierć dla mieszkańców małej wyspy, Nacji. Główny bohater jest jedynym ocalałym, a w końcu odkrywa również na wyspie obecność dziewczynki pochodzącej z cywilizowanego świata.

Mau jest nastolatkiem, którego czeka wielki dzień. Właśnie ma przejść swoistą inicjację, dzięki której stanie się mężczyzną. Tragedia go spotykająca zmienia coś w jego życiu. Bardzo szybko musi dorosnąć i znaleźć w sobie siłę na dalsze życie bez bliskich. Mau to postać, która właściwie od pierwszych stron zaskarbia sobie sympatię czytelnika. Niezwykle dojrzały jak na swój wiek bierze na siebie odpowiedzialność za wyspę. Niekiedy jest on trochę irytujący jednak razem z drugą z głównych postaci stanowi zgrany duet.

Ermintruda jest córką gubernatora i osobą, zdawać by się mogło, całkowicie niedostosowaną do warunków panujących na wyspie. Początkowo może wydawać się nieco irytującą, pustą panienką z dobrego domu. Ostatecznie okazuje się postacią niezwykle ciepłą i charyzmatyczną. Przy tym ma interesującą przeszłość, która nadaje jej pełnokrwistości.

Przed sięgnięciem po „Nację” naczytałam się o humorze wypełniającym książki Pratchetta i szczerze na to liczyłam. Tymczasem w powieści zabawnych momentów nie było tak wiele. Niekiedy oczywiście na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, jednak naturę tego dzieła określiłabym bardziej, jako baśniową, a jednocześnie mającą w sobie coś refleksyjnego.

Język powieści jest bardzo przyjemny. Czyta się przez to łatwo i bez większych trudności. Jednak by pod płaszczykiem tej bajkowej historii dostrzec jej prawdziwą głębię należy skupić się na niej całkowicie.

„Jeden człowiek jest nikim. Dwoje ludzi to już nacja.”*

Książka, chociaż zdaje się być baśnią dla starszych czytelników niesie ze sobą bardzo ważne treści. Od często poruszanego tematu przyjaźni, smutku poprzez samotność aż do śmierci i zachwiania wiary. „Nacja” to powieść, która pobudza do myślenia o zarówno sprawach błahych, jak i tych niezwykle ważnych, o których zwykle staramy się zapomnieć.

Okładka dla mnie jest świetnie dopasowana. Po przeczytaniu powieści nie wyobrażam sobie by można było stworzyć oprawę lepiej dopasowaną do treści i klimatu dzieła.

„Czasem się śmiejemy, bo nie mamy już siły na płacz. Czasem się śmiejemy, bo zasady poprawnego zachowania przy stole na plaży wydaja się zabawne. A czasem się śmiejemy, bo żyjemy, chociaż nie powinniśmy.”**

„Nacja” jest powieścią niezwykle mądrą, która wywarła na mnie wielkie wrażenie. Zakończenie bardzo mnie poruszyło swoją prawdziwością. Jest to dzieło należące do tych polecanych z całkowitym sercem każdemu szukającemu kawałka dobrej literatury.

 Ocena: 8/10

*str.289

**str.105 

niedziela, 9 czerwca 2013

Piękna ZŁAlicja- Rebecca James


Tytuł: Piękna ZŁAlicja
Tytuł oryginału: Beautiful MAlice
Autorka: Rebecca James
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 344


RECENZJA:
Po rodzinnej tragedii Katherine opuszcza dom, by uczyć się w innym mieście. Tam stara się wtopić w tłum, by nie przysporzyć sobie kłopotów. Pełna wyrzutów sumienia zamyka się w sobie i stara się nie dopuścić do siebie innych ludzi. Jej plan jednak nie może się powieść, bo poznaje Alicję, która z niewiadomych powodów pragnie jej przyjaźni.

Katherine to dziewczyna bardzo wrażliwa. Po tym, co ją spotkało z popularnej nastolatki przepadającej za imprezami i swoim chłopakiem całkowicie zmienia swoje życie. Nie chce zwracać niczyjej uwagi. Na znak odcięcia się od przeszłości zmienia nazwisko. Bohaterka jest postacią, która wzbudziła moją nieskrywaną sympatię. Nie brak jej wad, które sprawiają, że jest bardzo realistyczna.

Alicja jest piękna i popularna. Należy do typu osób, których się uwielbia lub nienawidzi z powodu ich urody. Dla większości jest nieosiągalna, ale wybiera Katherine, jako osobę, z którą chce się przyjaźnić. Nie jest ona jednak taka, jaką mogłaby się wydawać. Chwilami słodka i urocza potrafi przeobrazić się w niezłą jędzę.

Bohaterowie stworzeni przez panią James zdecydowanie zasługują na uwagę. W większości są świetnie stworzeni. Katherine obciążona bolesnymi wspomnieniami, wciąż knująca Alicja czy zaślepiony miłością Robbie. Każde z nich coś w sobie ma, że nie pozostawia czytelnika obojętnym.

„Piękna ZŁAlicja” jest powieścią, która zaskakuje. Motywy kierujące Alicją dla czytelnika są bardzo ciężkie dla odgadnięcia. Należy również wspomnieć o tym, że książka porusza bardzo ważne kwestie. Toksyczna przyjaźń oraz miłość to główne jej motywy. Zostały one dodatkowo przedstawione w bardzo przystępny sposób.

Język powieści nie powala na kolana. Nie jest również źle. Przyznaję, że w porównaniu do pozostałych aspektów książki mogłoby być nieco lepiej. Opisy nie zachwycają. Mogło być lepiej, ale także gorzej.

Bohaterami książki są osoby młode, w żadnym razie nie jest to jednak typowa powieść dla młodzieży. Zamiast rozterek miłosnych nieudolnej bohaterki dostajemy kawał dobrej literatury dotykającej ważnego tematu. Należy pamiętać, że dzieło James niekiedy jest pełne smutku. Nie zabraknie tu również wydarzeń wstrząsających czy wzruszających.

Oprawa graficzna jest dość zwyczajna. Patrząc na nią nigdy bym nie zgadła, że kryje w sobie tak dobrą treść.

„Piękna ZŁAlicja” nie jest książką bez wad. Jeśli dokładniej się jej przyjrzeć ma ich pewnie trochę. Całość jest jednak tak sprawnie skonstruowana, że czytelnik niemal nie zwraca na to uwagi. Dodatkowo dzieło niemal się połyka. Powieść polecam z całego serca. Wierzę, że się nie zawiedziecie, tak jak i ja.

Ocena: 7,5/10

----------------------------------

Na zakończenie mam dla Was wersję Sweet Dreams, która mnie urzekła :)

środa, 5 czerwca 2013

Cyrk nocy- Erin Morgenstern


Tytuł: Cyrk nocy
Tytuł oryginału: The Night Circus
Autorka: Erin Morgenstern
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 429


RECENZJA:
Wyobraź sobie cyrk cały w odcieniach bieli i czerni. Miejsce, gdzie przeżyjesz przygodę swojego życia. Miejsce, gdzie magię ukrywa się pod iluzją. Właśnie w takim cyrku rozgrywa się akcja debiutanckiej powieści Erin Morgenstern.

Cyrk zjawia się znienacka by przynieść uciechę jego wielbicielom. Nie jest to jednak tylko miejsce niezwykłych sztuczek, a również pojedynku dwóch młodych czarodziei- Celii i Marka. Niestety wkrótce na drodze staje im przeszkoda, jaką oczywiście jest zakazane uczucie. Mamy, więc aurę tajemnicy, trwający od wieków pojedynek i miłość. Wydawałoby się, że nic więcej nie jest potrzebnego do stworzenia idealnej powieści, prawda?

Celię poznajemy w wieku kilku lat, gdy po śmierci matki trafia do ojca, który jest bardziej znany, jako Prospero. Dziewczynka wbrew swojej woli zostaje wplątana przez rodziciela w pojedynek na umiejętności magiczne. Bohaterka, jako osoba z talentem do magii powinna intrygować, teoretycznie. W rzeczywistości niemalże od początku do końca jest postacią mdłą aż do bólu. Jej zwierzenia, które powinny w czytelniku wywoływać współczucie osiągają wręcz przeciwny skutek.

Mark jest niemalże przeciwieństwem Celii. Stanięcie do pojedynku jest dla niego szansą wydostania się z domu dziecka, więc oczywiście z niej korzysta. Niestety postać ta również mnie zawiodła. Nie został on wcale lepiej skonstruowany od głównej bohaterki. Jest płaski do granic możliwości i nawet komplikacje uczuciowe nie mogły go ożywić.

Reszta bohaterów również jest dość marna. Jedynie kilkoro z nich wyróżnia się na tle pozostałych. Nie występują oni jednak na kartach powieści na tyle często by zrekompensować rozczarowanie innymi postaciami.

Sam wątek miłosny, który z założenia miał być porywający nie ma w sobie ani krzty uczucia. Może zabrzmi to nieco dziwnie, ale w chwilach, gdy główni bohaterowi okazywali sobie czułości miałam wrażenie jakby robili to z przymusu. Ewentualnie, bo nikogo lepszego nie mieli pod ręką. Jednak nie spotkamy się tu z zapierającym dech w piersiach uczuciu, które będziemy jeszcze długo wspominać. Przeciwnie, będziemy chcieli jak najszybciej zapomnieć o tej żenującej miłości.

Akcja w powieści rozwija się powoli, bardzo powoli. Jeśli czytając „pojedynek” pomyśleliście o jakichś spektakularnych starciach myliliście się. Ja również dałam się podpuścić. Przypuszczałam, że akcja będzie gnała do utraty tchu. Jakże naiwna byłam! W „Cyrku nocy” nawet nie ma napięcia, wcale.

Pomimo tych wszystkich wad musze przyznać jednak, że czytało mi się dobrze. A to za sprawą języka, jakim posługuje się Morgenstern. Jej opisy są niemal malarskie i czyta się je z nieskrywaną przyjemnością. To był jeden z tych nielicznych elementów, którzy trzymał mnie przy czytaniu. Autorka tworzy magiczną atmosferę, tego jej nie można odmówić. Świetnie manipuluje słowem, czym nieco tuszuje niedociągnięcia w kwestii fabuły i bohaterów.

„Wolę poruszać się po omacku, żeby lepiej docenić mrok.”*

Na uwagę zasługują momenty powieści napisane drugoosobową narracją. Ma się przez to wrażenie samodzielnego zwiedzania cyrku. A jest to doprawdy magiczne miejsce. Nie da się odmówić tym fragmentom uroku. Dla mnie była to jednak z najsilniejszych stron powieści, dobrze dopracowana i pomysłowa.

Żeby znów nie było tak kolorowo autorka obrała tendencje przeskakiwania w datach i miejscach. Dlatego zawsze należy zwracać uwagę na to, w którym momencie historii się znajdujemy. Inaczej można się pogubić. Ja, chociaż starałam się dokładnie w to wczytywać to kilka razy straciłam wątek. Jeśli chodzi jednak o zmianę miejsc to nie odgrywają one w powieści żadnej roli. A szkoda. Przedstawienie dziewiętnastowiecznych miast wielu krajów, chociaż w zarysie byłoby ciekawym elementem. Tymczasem akcja niemal zawsze rozgrywa się w cyrku.

„Ludzie widzą to, co chcą zobaczyć. W większości przypadków to, co im się wmawia.”**

Oprawa graficzne „Cyrku nocy” niestety, a może stety, całkowicie nie odzwierciedla treści. Jest prześliczna i bardzo klimatyczna, a paski znajdujące się po wewnętrznej stronie okładki urzekły mnie niesamowicie.

„Cyrk nocy” nie jest powieścią złą. Pomysł był świetny, niestety jego wykonanie już gorsze. U mnie dzieło Erin Morgenstern pozostawia po sobie mieszane uczucia. Z jednej strony wspaniałe opisy, z drugiej płascy bohaterowie i ubytki w fabule. Powieści nie mogę polecić z czystym sercem, dlatego decyzja należy do was.

Ocena: 5,5/10

*str. 201

**str. 31

sobota, 1 czerwca 2013

Nieśmiertelny- Catherynne M. Valente


Tytuł: Nieśmiertelny
Tytuł oryginału: Deadless
Autorka: Catherynne M. Valente
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 304


RECENZJA:
Uczta Wyobraźni to seria wydawnictwa MAG szczególnie ceniona przez osoby zaczytujące się w fantastyce. Dopiero zaczynam swoją przygodę z serią, dlatego do „Nieśmiertelnego” podchodziłam trochę nieufnie. Pomimo wielu pozytywnych opinii oraz świadomości, że inna powieść pani C.M. Valente „Palimpsest” została nominowana do nagrody Hugo długo nie mogłam zabrać się za książkę. Czy moje obawy były słuszne? O tym za chwilę.

„Nieśmiertelny” jest opowieścią opartą na rosyjskim folklorze. Maria Moriewna nie jest zwyczajną dziewczynką, wyglądając przez okno spostrzega ptaki spadające z drzewa i zamieniające się w mężczyzn. Czeka aż po nią także przyjdzie przyszły mąż-ptak. Osoba, która po nią przybywa jest jednak kimś więcej, jest to Kościej Nieśmiertelny.

Maria jest postacią bardzo złożoną. Przez lata obserwujemy jak z dziecka rewolucji zmienia się we władczą kobietę, żonę Kościeja. Jest ona bohaterką bardzo barwną, z którą czytelnik się zżywa i ma wrażenie, że sam zna ją od lat.

Kościej Nieśmiertelny jest Carem Życia. Nie można go jednak określić, jako uosobienie dobra. Jednocześnie jest pełen miłości, pasji, ale również bywa bezwzględny. Krótko mówiąc jest podobny do każdego człowieka, ma swoje namiętności, daje się porwać emocjom. W rosyjskim folklorze odgrywa on wielką rolę, ale w książce to postać Marii wysuwa się na pierwszy plan, a Kościej jedynie jej towarzyszy.

Już w pierwszych rozdziałach autorka nadaje powieści baśniowy charakter. Chociaż początkowo niewiele się dzieje to sposób, w jaki jest się wprowadzonym do historii urzeka. Poznajemy tam między innymi domowiki, czyli skrzaty domowe czy Licho. Mamy również do czynienia z niezwykłym bohaterem, jakim jest dom, który zachowuje się jak żywy organizm, w zależności od potrzeb swoich mieszkańców zmienia rozmiar.

Czytając „Nieśmiertelnego” nie można zapomnieć o tym, jakie tło historyczne zostało na jego potrzeby wykorzystane. Rzecz, bowiem dzieje się za czasów Lenina. Jest to niekiedy bardzo wyraźnie zaakcentowanie. Autorka przez to znakomicie wyeksponowała klimat tamtych czasów, trochę dziwnych, trochę pasjonujących. Oczywiście nie uniknęła ona treści dotyczących postaw politycznych, które włożyła w usta swoich bohaterów. Przykładem jest Nagania, która utożsamia się z ówczesnymi myślami. Mimo tego jest to postać, która swoich trochę niewyparzonym językiem, ale również oddaniem zjednuje sobie czytelnika.

„Historia to narzędzie ucisku. Ludzi, którzy ją zapisują powinno się rozstrzeliwać bez sądu”*

Język Valente jest bardzo poetycki. Tak bardzo, że czytając należy całkowicie poświęcić się lekturze, bo inaczej można się zgubić w barwności opisów, przeskakiwaniu o kilka lat w przód. Autorka nadaje swojej powieści baśniowego klimatu w formie dla starszych czytelników. Muszę przyznać, że dawno już nie miałam do czynienia z powieścią tak dopracowaną pod względem językowym. Jest on niemal perfekcyjnie dopasowany do treści, tak by sprawiać nawet wiele wymagającemu czytelnikowi dużo satysfakcji. Ja osobiście delektowałam się niemal każdym zdaniem i po zakończeniu żałowałam, że to koniec.

„Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: Cnota nie istnieje. Życie jest chytre i pozbawione skrupułów, to hultaj, lubieżny i surowy.”**

Pomysłowi na wykorzystanie ludowości Rosji w najważniejszym momencie historii nie da odmówić się oryginalności. Sama nigdy przedtem nie spotkała się z dziełem dotyczącym w tak dużym stopniu folkloru tego kraju. Teraz żałuję, bo po tej opowieści jestem pewna, że jest on porywający. Pragnę dowiedzieć się czegoś więcej o Carze Życia, jak również Śmierci, jestem również pewna, iż nie odmówię sobie tej przyjemności i zapoznam się głębiej z wierzeniami Rosji.

Sięgając po „Nieśmiertelnego” należy pamiętać, że jest to nie tylko pięknie opowiedziana, barwna historia żony Kościeja. W powieści mamy również wiele smutku. Klimat panujący wówczas został dokładnie przedstawiony. Bieda, mrok, głód, a wreszcie śmierć, tego nie brakuje w książce. Smutek został przedstawiony tak przejmująco, że nawet sceny śmierci głodowej mają w sobie coś przyciągającego. Autorka nie koloryzuje rzeczywistości rosyjskiej. Pokazuje bezwzględnie spustoszenie, jakie po sobie pozostawia wojna, która miała pomóc ludowi.

„Historia wojenna to czarna otchłań. Po jednej stronie znajduje się to, co przedtem, po drugiej to, co potem, środek zaś należy do umarłych.”***

Wydanie książki niezaprzeczalnie przyciąga uwagę. Okładka mnie urzekła, a opatrzenie przez autorkę każdej części cytatem również nadaje uroku opowieści. Przyczepić się mogę jedynie do tego, że w pewnym momencie, najprawdopodobniej tłumacz, pogubił się w bohaterach. Na szczęście jednak po chwili wszystko wróciło do normy.

„Nieśmiertelny” to powieść, którą polecam każdemu, kto jest ciekaw ludowości Rosji oraz spragniony barwnego języka. Mimo małej objętości zawiera ona w sobie o wiele więcej treści niż niektóre opasłe tomiska. Osobiście mogę uznać książkę za jedno z najlepszych dzieł, z którymi spotkałam się w tym roku. Z niecierpliwością będę wypatrywać innych utworów C.M. Valente, a wam, jeśli jeszcze jej nie znacie radzę zmienić to jak najszybciej.

Ocena: 9,5/10

*str. 65
** str. 64
***str. 222


wtorek, 7 maja 2013

Geneza- Jessica Khoury



Tytuł: Geneza
Tytuł oryginału: Origin
Autorka: Jessica Khoury
Wydawnictwo: Wilga
Ilość stron: 512

RECENZJA:
Ludzie od dawna snują marzenia o nieśmiertelności. Pragną by przyszłym mieszkańcom Ziemi niestraszne były wszelkie choroby, na które dziś umierają miliony. Szuka się leku na raka, co w pewnym sensie również jest pośrednim dążeniem do doskonałości. Nieśmiertelności. Chcemy wieczności, tu i teraz, bo każdy pragnie żyć bez końca, prawda?

W laboratorium usytuowanym w dżungli amazońskiej grupa najlepszych naukowców świata stworzyła pierwszą istotę nieśmiertelną. Pia jest odporna na choroby, jej skóra jest taka twarda, że żaden przedmiot nie jest wystarczająco ostry by przebić jej skórę. Dziewczyna jest poddawana różnym testom, które mają udowodnić, że jest już gotowa by poznać tajemnicę Immortis, czyli katalizatora, który powoduje nieśmiertelność. Marzy ona o chwilach, gdy będzie mogła stanąć na czele zespołu badawczego i stworzyć swój własny oddział ludzi takich jak ona, wiecznych. Pragnie również swojego Mężczyzny Doskonałego, który stanie obok niej. Wkrótce jednak Pia przypadkiem, przez dziurę w płocie poznaje inny, obcy jej świat.

„Ona nie jest problemem matematycznym. Nie możesz odjąć od niej tych części, które ci się nie podobają.”*

Pia jest osobą chowaną pod kloszem. Little Cam jest jej domem, który uważa za miejsce idealne, bo nigdy nie miała możliwości poznania innej rzeczywistości. Nigdy nie zaznała towarzystwa rówieśników. Nie miała dostępu do literatury, muzyki z zewnątrz. Również jej wiedza o reszcie świata była znikoma, ponieważ rozmowa o tych rzeczach jest zabroniona. Dziewczyna dorastała w świadomości swojej doskonałości. Każdy z naukowców, nazywanych przez nią ciociami lub wujkami, utwierdzał ją w tym. Pia przez to jest niekiedy postacią irytującą, która wciąż powtarza sobie słowa, którymi była karmiona. Jest niezwykle ufna wobec osób ją otaczających, traktuje ich jak rodzinę. Można jednak zauważyć, że tak naprawdę nigdy nie zaznała rodzicielskiego ciepła. Jest w gruncie rzeczy osobą wrażliwą i pragnącą jak każdy inny przyjaźni, miłości, rodziny. Wzbudna ona tym samym mimo kilku irytujących elementów ogromną sympatię u czytelnika. Jest postacią niezwykle złożoną. Zdecydowanie należy ona do tego typu bohaterów, z którym czytając się zżywamy i współodczuwany troski.

Eio należy do ludności tubylczej, której wioska położona jest w pobliżu Little Cam. Nie trudno się domyślić, że odegra on w życiu głównej bohaterki wielką rolę i zmieni jej postrzeganie świata. Jego miejsce zamieszkania okazuje się przestrzenią, w której Pia odnajduje niemalże wszystko, czego jej brakowało.

Bohaterowie „Genezy” są świetnie skonstruowani. Złożoność ich charakterów zachwyca. Wzbudzają oni również w czytelniku ogromne emocje od sympatii przez zmieszanie do wściekłości. Oczywiście mamy tu podział na tych dobrych i tych złych. Niekiedy jednak możemy się spostrzec, że niecne uczynki podyktowane są poświęceniem dla wyższych celów.

Wątek miłosny w powieści oczywiście również ma miejsce. Nie wysuwa się on jednak na pierwszy plan. Idealnie współgra w poszukiwaniem prawdy przez Pię. Owszem, mamy tam momenty wybitnie zabarwione tym uczuciem, które rozwija się dość szybka, ale jest to przedstawione w tak uroczy sposób, że nawet czytając zwierzenia nastolatków chłoniemy każde słowo.

„Ciało nie może żyć bez serca. A ja nie mogę żyć bez ciebie.”**

Powieść nie jest jednak tylko opowieścią o nieśmiertelności z zabarwieniem miłosnym. Jest to również w pewnym sensie historia szaleństwa i jego następstw oraz toksycznego uczucia. Ten aspekt jest może mniej wyszczególniony jednak zasługuje na ogromną uwagę. Mnie osobiście zafascynowało to, że mogę na książkę spojrzeć również pod takim kątem.

Książek o nieśmiertelności jest całe multum dzieło pani Khoury wyróżnia się jednak na ich tle. Główną jego zaletą są wielowymiarowi bohaterowie oraz styl autorki, który sprawia, że przez powieść się niemal płynie, a kartek ubywa w zastraszającym tempie. Kolejnym atutem jest miejsce umieszczenia akcji, czyli Amazonia, daje to niezwykłe pole do popisu przy opisach, co zostało znakomicie wykorzystane. Sam sposób, w jaki wytwarza się Immortis zasługuje na uwagę, ja jednak nie mam zamiaru go zdradzać, by nie psuć przyjemności z czytania innym.

Radością napawa mnie fakt, że oryginalna okładka nie została zmieniona w polskim wydaniu. Jest ona, bowiem świetnie dopasowana do treści, a przyglądać jej się mogłabym godzinami.

„Geneza” to dzieło zdecydowanie godne uwagi. Nie jest to tylko przyjemna powieść dla młodzieży, ale również książka, która pozostawia po przeczytaniu w czytelniku pytania o moralność, o to jak daleko może posunąć się człowiek w celu osiągnięcia doskonałości. Świetnie opisy i zapierająca dech w piersiach akcja sprawiają, że dla mnie to jedno z najlepszych dzieł, które miałam ostatnio okazję czytać.

Ocena: 9/10

*str. 64
**str. 308

wtorek, 2 kwietnia 2013

Łowy- Marta Tarasiuk



Tytuł: Łowy
Tytuł oryginału: -
Autor: Marta Tarasiuk
Wydawca: Marta Tarasiuk
Ilość stron: 70 (e-book)

RECENZJA:

Marta Tarasiuk to początkująca autorka, a od niedawna również wydawca. Obecnie jest dość zajęta pracą nad swoim małym „wydawnictwem. „Łowy” to jej pierwsze dzieło, które zostało wydane pod postacią e-booka.
„Łowy” to zbiór opowiadań wpisujących się w tematykę fantasy, a miejscami science fiction. Na siedemdziesięciu stronach znajduje się pięć historii różnej długości. Opowieści w nich zawarte są dość różnorodne. Możemy spotkać nastolatkę próbującą uporać się z pracą domową, poznać tajniki nietypowego polowania i jego skutki jak również zapoznać się z niezwykłą przepowiednią.
„Valravn” to opowiadanie rozpoczynające cały zbiorek. Opowiada ono o królu, który zostaje zdradziecko zabity. Jego ukochana jednak nie opłakuje go, a utratę szansy na tron. Jej jedynym, bowiem celem jest zdobycie korony.
Przy czytaniu, jako pierwsze rzuciło mi się w oczy użycie narracji drugoosobowej. Jest zabieg niezwykle trudny i rzadko stosowany. Sama nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam z nim do czynienia. Muszę jednak przyznać, że autorka poradziła sobie z takim nietypowym sposobem narracji. Wyszło dość zgrabnie, a utwór czytało się z przyjemnością. Sam klimat i tematyka nasunęła mi skojarzenie z baśniami braci Grimm. Było dość okrutnie, ale jak smakowicie. „Valravn” to dość dobre rozpoczęcie, które zostawiało niedosyt.
„Praca domowa” jest opowiadaniem, o którym wspomniałam wyżej. W porównaniu z poprzednim historia nie jest już tak ciekawa, chociaż ma w sobie coś takiego, że czyta się bardzo dobrze. Tym razem nie było żadnego elementu zaskoczenia. Przyznaję jednak, że zakończenie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Tytułowe „Łowy” zdecydowanie wybijają się poziomem ponad pozostałe dzieła. Historia dotyczy polowania na nietypową zwierzynę, którą okazują się być jednorożce. Akcja dzieje się dość szybko, jak to bywa w opowiadaniach. Wszystko jednak jest opisane tak, że nie sprawia to żadnego problemu. Najlepszym jednak elementem okazało się zakończenie. Nie było takie, jakiego spodziewałby się czytelnik, co mogę zaliczyć za plus.
„Waga czasu” z kolei wypada w moich oczach dość blado.  Sam pomysł może i jest ciekawy, zakończenie również coś w sobie ma. Nie jest to jednak wystarczające by zadowolić czytelnika. Opowiadanie, chociaż krótkie dłużyło się niesamowicie.
„Tameris i Tlara” to ostatnie z opowiadań, które jednocześnie poprawiło mi humor po niesmaku, jaki zostawiła po sobie „ Waga czasu”. Nie jest ono w pewnością najlepsze ze zbioru. Mimo tego jest dość interesujące. Pomysł przypadł mi do gustu. Wykonanie niekiedy troszkę kulało, po to by na końcu zdobyć moje serce.
Po przeczytaniu „Łowów” wyczuwam w stylu pani Marty coś charakterystycznego. Podoba mi się to, że, mimo, iż jest to debiut wyrabia ona sobie własny styl pisania, który ciężko porównać z obecnymi polskimi pisarzami fantastyki. W prawdzie wiele jeszcze tu brakuje do ideału. Jak na pierwsze poważne kroki pisarskie jest jednak nieźle. Szczególnie urzekło mnie to, że niekiedy nie mogłam się wyzbyć skojarzeń z baśniami braci Grimm, które też niekiedy bywały dość brutalne.
Oprawa graficzna e-booka nie wyróżnia się zbytnio. Nie jest również odrażająca. Nie wzbudziła one we mnie emocji. Mogłoby być lepiej, jak i gorzej.
Zbiór opowiadań polecam. Zabierając się na niego trzeba mieć jednak na uwadze, że to debiut i wiele mu jeszcze brakuje. Mając to na uwadze zażyjecie odrobinę rozrywki w polskim wydaniu.
Ocena: 5,5/10
Dla osób zainteresowanych książka została udostępniona przez autorkę TU.
-------------------------------------------------
Jak zapewne widać wróciłam. Musiałam sobie uporządkować pewne rzeczy, dlatego przerwa była tak długa.