Tytuł: Zakochana w mroku
Tytuł oryginału: Chime
Autorka: Franny Billingsley
Wydawnictwo: Wyd. Literackie
Ilość stron: 404
OPIS:
Nim umarła, macocha Briony dobrze zadbała, by dziewczyna
obarczyła się winą za wszystkie nieszczęścia w rodzinie. I teraz poczucie winy
przywarło do Briony tak mocno, że stało się wręcz jej drugą skórą. Dziewczyna
często ucieka na bagna i opowiada tam historie o Starych, duchach, które
nawiedzają trzęsawiska. Jednakże tylko wiedźmy są w stanie je zobaczyć, a w jej
miasteczku bycie jedną z nich oznacza karę śmierci. Mimo iż uważa, że nie
zasługuje na nic dobrego, Briona lęka się, co się stanie gdy jej sekret wyjdzie
na jaw… I wtedy niespodziewanie w jej życiu pojawia się Eldrik, o złotych
oczach i wspaniałej czuprynie jasnobrązowych włosów. Eldrik, który traktuje
Brionę jako kogoś naprawdę wyjątkowego… Briona przekona się, że oprócz
sekretów, które stara się ukryć, jest też wiele tajemnic, o których wcześniej
nie miała pojęcia.
RECENZJA:
„Mężczyźni. Nie lubię ich ani trochę. Nie jestem zwykłą dziewczyną, która marzy o romansie i mężu. Niech zabiorą mnie Zgrozy, jeśli kiedykolwiek stanę się zwyczajna jak Pearl!”*
Zawsze przed rozpoczęciem czytania mam zwyczaj oglądać całą
okładkę krok po kroku. Tym razem także tak było. Na skrzydełkach oraz tylnej
stronie oprawy można przeczytać bardzo entuzjastyczne rekomendacje. Nie dziwne jest, więc, że moje wymagania
automatyczne wzrosły.
Pierwszy rozdział o tytule SĄD jest swego rodzaju prologiem-
zapowiedzią przyszłych zdarzeń. Początkowo można odnieść wrażenie, że już nic
nas nie zaskoczy po takim wprowadzeniu. Dalej jednak akcja zmienia się
całkowicie. Poznajemy rodzinę stojącą w porcie i czekającą na przybycie syna
znajomego ojca głównej bohaterki. Biony oraz jej siostra nie są zadowolone z
obrotu sytuacji. W ich domu- na plebani zamieszkać ma Eldric zwany przez protagonistkę
chłopcem- mężczyzną. Nie jest jej to zbytnio w smak. Sama jeszcze nie wie jak
wiele to wydarzenie zmieni w jej życiu.
Briony to siedemnastolatka, która uważa się za czarownice. Dziewczyna
mieszka z ojcem- proboszczem i siostrą. Wciąż obwinia się o śmierć macochy,
która jako jedyna znała jej tajemnice i pomagała w tym by nigdy nie wyszła na
jaw. Nastolatka prowadzi z pozoru zwyczaje życie w głębi jednak dręczą ją
wyrzuty sumienia. Uważa siebie za złą osobę niegodną miłości. Swoje „winy”
stara się odkupić opiekując się siostrą. Muszę przyznać, że postać Briony jest
jedną z najlepiej stworzonych głównych bohaterek. Dziewczyna zaskarbiła sobie
moją sympatię. Co najdziwniejsze nie denerwowała mnie ani trochę. Złożony charakter
sprawił, że czytając miałam ją niemal przed oczami.
Rose jest siostrą bliźniaczką głównej bohaterki. Dziewczyna
mimo swojego wieku zachowuje się jak kilkuletnie dziecko. Dziś mogliśmy
określić to, jako opóźnienie w rozwoju. Jednak, jako, że akcja dzieje się
kilkaset lat temu ludzie nie potrafi sobie dokładnie wytłumaczyć tego, co spotkało
bohaterkę. Nie można jednak odmówić jej inteligencji. W prawdzie dostrzec to można
w pełnej krasie dopiero blisko końca powieści, ja jednak już wcześniej czułam,
że coś w niej jest. Początkowo nie odgrywa ona zbyt ważnej roli, jednak z
biegiem wydarzeń można dostrzec nieprzypadkowość umieszczenia jej w książce.
„Eldric wpatrzył się we mnie tymi jasnymi oczami. Ależ musieliśmy stanowić kontrast: moje oczy, czarniejsze niż czerń, i jego bielsze niż biel, podkreślone intrygującą, malutką ukośną blizną wcinającą się w brew.”**
Eldric to dwudziestolatek, który swoim pojawieniem się w
miasteczku wprowadza trochę zamieszania. Za jego sprawą główna bohaterka
zaczyna czuć, co już od dłuższego czasu było tłumione wyrzutami sumienia.
Chłopakowi, jak to zwykle bywa w takich książkach, nie brak urody. Nie można
jednak doszukać się zbyt długich opisów na ten temat. Mamy oczywiście krótkie,
umiejętnie wplecione wzmianki. Nie psują one jakkolwiek przyjemności czytania i
pozwalają czytelnikowi na puszczenie wodzy wyobraźni. Niesamowite jest to, że
autorce udało się stworzyć tak dopracowaną postać, która jednocześnie wzbudza
tak dobre emocje.
Pomysł na powieść jest niezwykły. Obecnie rynek literatury
młodzieżowej zalewa fala romansów paranormalnych. „Zakochana w mroku” pośród
tych podobnych do siebie dzieł od siedmiu boleści jest perełką. Z tematyką
wiedźm spotykamy się oczywiście dość często. Nowością są natomiast inne
niezwykłe postacie takie jak Zgrozy, Trupia Ręka czy Bagnolud. Powieść obfituje
w magiczne smaczki, z jakimi nie spotkamy się nigdzie indziej. Oczywiście jak
to w tym gatunku mamy także watek miłosny. Nie jest on jednak nachalny, a
subtelny i delikatny. Cała akcja nie kręci się wobec romansu, co więcej jest on
tylko dodatkiem, który nadaje jeszcze lepszego smaku. Powoli rozkwitające
uczucie nie zaburza fabuły i nie skupia na sobie całej uwagi czytelnika, jest,
ale nie przytłacza. Naprawdę od dawna czekałam aż w końcu komuś uda się dokonać
czegoś takiego.
„Nie wiem zbyt dużo o niektórych uczuciach, na przykład o szczęściu. Miewam oczywiście różne myśli, ale one zostają w głowie. Myśli nie można poczuć”***
Język powieści jest łatwy. Nie da mu się jednak odmówić
lekkiej poetyckości. Styl pani Billingsley uwiódł mnie całkowicie. Nawet opisy
Bagnisk są fascynujące. Zapewne trochę rękę przyłożył do tego tłumacz, który w
tym wypadku wykonał bardzo dobrą robotę. Brak monotoniczności oraz uciążliwych,
niecelowych powtórzeń- między innymi dzięki przez powieść płynęłam z niezwykłą
łatwością.
Narracja jest pierwszoosobowa w czasie przeszłym. Przyznaję,
że bardzo lubię, gdy książka pisana jest w ten sposób. Dzięki temu łatwiej można
wczuć się w odczucia protagonistki, a powieść jest jakby pamiętnikiem, do
którego możemy zerknąć.
„Istnieje kilka rodzajów milczenia. Jest milczenie, kiedy jest się samemu, które dość lubię. I jest milczenie ojca. Milczenie, które zapada między wami, gdy nie macie sobie nic do powiedzenie.”****
Oprawa graficzna jest prześliczna. Okładka jest wspaniałym połączeniem
mroczności i delikatności. Wnętrze książki nie jest jednak wiele gorsze.
Przyjemna czcionka, dobry papier umilają lekturę. Jedyne, do czego mam
zastrzeżenia to tytuł. Angielskie słowo chime
oznaczające kurant zostało zastąpione nazwą „Zakochana w mroku”. Wiem, że się
czepiam, jednak mam już takie skrzywienie dotyczące tłumaczeń tytułów. Polska
wersja sugeruje, że będziemy mieli do czynienie z kolejnym romansem dla
nastolatek. To może zniechęcić potencjalnych kupujących szukających czegoś
nowego. Oryginalny tytuł jest o wiele bardziej adekwatny. Rozumiem także, że być
może nie chciano tłumaczyć w sposób oczywisty, ale dlaczego odchodzić tak drastycznie
od treści dzieła?
„Zakochaną w mroku” mogę zaliczyć do najlepszych dzieł,
jakie ostatnio przeczytałam. Z czystym sumieniem polecam, chociaż nie
gwarantuje, że każdego zachwyci. Teraz zostaje mi jedynie czekać
z niecierpliwością aż któreś wydawnictwo zdecyduje się na wydanie innych
książek pani Billingsley.
*str. 21
** str. 27
*** str. 86
**** str. 17
Ocena: 9,5/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
11 komentarze:
Chętnie zapoznam się z tą książką:)
Książka dopiero przede mną, ale na dniach mam zamiar się za nią zabrać :) Jestem ciekawa czy mi również tak bardzo przypadnie do gustu. Tak w ogóle to świetna recenzja :)
Pozdrawiam
Wysoka ocena, piękna okładka i ciekawa fabuła skutecznie przekonują mnie do sięgnięcia po tę książkę :)
na kupno się pewnie nie porwę, ale z biblioteki gdy nadarzy się okazja chętnie wypożyczę.
Jakoś nigdy mnie do tej książki nie ciągnęło, ale Tobie podobała się tak bardzo, że coś musi w niej być, więc gdy na nią natrafię w bibliotece to nie omieszkam wypożyczyć :)
Nie mam pojęcia czy chcę ją przeczytać czy nie :o
Bardzo mnie zachęcilaś. ;)) Lubię taka tematykę.
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://zirtael-bibliomaniak.blogspot.com/ :))
Jestem zdecydowanie zainteresowana, zwłaszcza przy tak wysokiej ocenie ;)
Koniecznie muszę przeczytać tę książkę! :))
U mnie nn i onet już tak nie zacina^^
http://ksiazka-niesmiertelnabrama.blog.onet.pl/
Nawet chętnie bym przeczytała tę książkę;)
Bardzo fajny blog.
Pozdrawiam!
Ciekawa. Może po nią sięgnę. Pozdrawiam!
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy nawet najdrobniejszy komentarz :)