Tytuł: Mistrzyni Burz
Tytuł oryginału: -
Autor: Waldemar Płudowski
Wydawnictwo: Multi- Service
Ilość stron: 460
RECENZJA:
„(...)Prawdziwa miłość to żywioł, który choć czyni człowieka igraszką, daje mu również bliskie doskonałości szczęście. Miłość to ogień i wiatr.”*
Rodzima fantastyka- jedni ją uwielbiają, inni nienawidzą.
Często można się spotkać z opiniami, że do światowego poziomu jeszcze nam
daleko. Sam wciąż nie mogłam się zdecydować, co myśleć o polskich dziełach tego
gatunku. Raz byłam zachwycona, innym razem załamywałam ręce. Czy „Mistrzyni
Burz” pomogła mi ostatecznie ustawić się po jednej stronie barykady?
Akcja w książce dzieje się kilkutorowo, możemy, zatem mówić
o różnych wątkach, które czasem się przeplatają, lub łączą. Jeden z nich
związany jest z Esme, którą obserwujemy podczas nauki w szkole Barreine Itt.
Jej głównym celem jest zdobycie srebrnej bransoletki, a tym samym stanie się
prawdziwą czarownicą. Michał natomiast podróżuje po królestwie w poszukiwaniu
przeznaczenia. Mamy także wątek czarnoksiężnika pozbawionego mocy. Ogólnie
jednak całościowo dzieło opiera się raczej na wojnie z Gildią Ebola, która początkowo
istnieje tylko jakby w tle.
Esme to młoda kobieta ucząca się wszystkiego, co niezbędne
by zostać Barreine Itt. Trudno mi określić, w jakim dokładnie jest wieku, bo
nie znalazłam na ten temat żadnej wzmianki. Z przykrością muszę przyznać, że
postać ta zawiodła mnie całkowicie. Uwielbiam tematykę czarownic, dlatego tak
bardzo ciągnęło mnie do książki. Niestety Esme była postacią bardzo płaską.
Zwykle robiła wszystko, co jej rozkazano, jakby nie miała krzty własnego
rozumu. Jedynie raz na jakiś czas udawało jej się mnie zaskoczyć
przeciwstawieniem i zrobieniem tego, co uważała za słuszne. Jej charakter
pozbawiony był jakichkolwiek cech charakterystycznych, może poza użaleniem się
nad sobą i tym, że straciła swoją mentorkę, Bettany.
Kolejną z głównych postaci jest rycerz Michał. Odważny
mężczyzna jest w moim mniemaniu dużo lepiej skonstruowany od Esme. Jest on
osobą dość charakterną, co niezwykle mi się spodobało. Mimo, iż głównie zdaje
się na przeznaczenie to nie mogę mu zarzucić braku własnego zdania, wychodzenia
z inicjatywą. Czytając o losach Michała odczuwałam o wiele więcej niżeli było
to w przypadku Esme. Z pewnością przyczyniła sie do tego narracja, która w
przypadku rycerza była pierwszoosobowa, a u czarownicy trzecioosobowa.
Autor w „Mistrzyni Burz” tworzy ogromną ilość postaci.
Niestety może to chwilami przytłaczać. Niekiedy delikatnie gubiłam się w tym,
kto jest kim. Podawanie imion niektórych bohaterów było dla mnie całkowicie
zbędne, a nawet mnie irytowało. Po postaciach widać, że miały być niezwykle różnorodne
i oryginalne. Niestety nie zawsze wychodziło to tak jak bym tego oczekiwała. W
książce są jednak takie perełki, o których mogłabym czytać bez końca.
Szczególnie upodobałam sobie Alope będącą obrazem szaleństwa, a jednocześnie
inteligencji oraz Sone- tajemniczą towarzyszkę Michała. Bardzo żałuję, że tej
drugiej było tak mało. Naprawdę nigdy tak do końca nie dowiedziałam się, kim
ona jest, co sprawiało, że chciałam więcej informacji. Niestety się nie
doczekałam. Jednakowoż mogę ją uznać za jedną z najlepiej skonstruowanych
bohaterów.
„Wielki talent i wielka pasja często łączą się z szaleństwem i skrajnym brakiem rozwagi.”**
Jako, że książka należy do fantastyki mamy tu sporo magii,
artefaktów i innych rzeczy tego typu. Sam fakt przeniesienia fabuły w czasy
rycerzy jest niezwykle intrygujący. Pan Płudowski tworzy własne niezwykle
oryginalne królestwo. Wymagało to zapewne dopracowania wielu szczegółów, co
doceniam. Boleję jednak nad tym, że nikt nie wpadł na pomysł stworzenia
chociażby pobieżnej mapki. Autor niejednokrotnie zarzuca nas nazwami krain,
miast, a tak właściwie ciężko jest to wszystko czytelnikowi umieścić w
przestrzeni.
Autor tworzy także klany czarownic. Przykładowo mamy klan
Pucharów. Za nic nie mogłam jednak dojść, do czego czym się różnią od siebie i
dlaczego nazwa jest taka, a nie inna. Nie doczytałam się również nigdzie
wytłumaczenia ich specjalności. Nie wiem czy wynika to z tego, że zwyczajnie
nie zwróciłam na to uwagi, czy po prostu nie było o tym wzmianki.
Język powieści nie sprawia żadnych trudności. Myślę, że jest
on przystępny zarówno dla nastoletniego, jak i dorosłego czytelnika. W tej
kwestii nie ma zawiłości, wszystko jest jasne i klarowne.
„Świat jest nielogiczny. Jest wadliwy i szalony! A prawd jest tyle, ilu ludzi!”***
Oprawa graficzna „Mistrzyni Burz” nie jest niczym
niezwykłym. Mimo tego przyciąga ona wzrok. Wszystko jest świetnie dopasowane.
Czcionka nie gryzie się z grafiką, wygląd jest estetyczny. Wewnątrz książki
niestety natrafiłam na literówki i drobne błędy w zapisie dialogów. Nie
natrafiały się one jednak na tyle często, by nastręczać trudności w czytaniu.
Temat przeznaczenia, jakiego podjął się pan Waldemar
Płudowski jest przedstawiony w ciekawy sposób. Jest ono przedstawione, jako
siła, która ma nad nami wyższą moc. Mimo to sami możemy częściowo kształtować
naszą przyszłość, nie musimy biernie czekać na to, co ma się przydarzyć. Przeznaczenie
jest w pewnym sensie zależne od nas, dlatego musimy brać sprawy w swoje ręce.
Książka sama w sobie jest interesująca. Mimo sporej ilości
wad jest taką niezwykłą podróżą do świata rycerzy, którą warto odbyć. Jestem
pewna, że jeśli kiedykolwiek jeszcze będę miała okazję przeczytać coś autorstwa
tego pana to się skuszę. Wracając do tematu rodzimej fantastyki przyznaję, że
wciąż nie mogę obrać jednej ze stron. Polskim autorom ciągle czegoś brakuje,
wierzę jednak, iż idziemy w dobrą stronę. „Mistrzynię Burz” natomiast polecam i
radzę nie zrażać się negatywami, bo to warta chwili powieść.
Ocena: 6,5/10
*str.111
**str.95
***str.205
Za możliwość przeczytania „Mistrzyni Burz” dziękuję autorowi.
--------------------------------------------
Wracam po nieplanowanej przerwie. Nie mam jednak zamiaru
wygłaszać czczych zobowiązań, że będę teraz umieszczać recenzję bardzo często. Dopiero
zaczął się rok szkolny, a ja już jestem zawalona obowiązkami, nie będę dlatego
składać „obiecanek- cacanek” .
Muszę się jednak pochwalić moją radością. W listopadzie, a
dokładniej 19 wybieram się na koncert Lacuny Coil, o którym marzyłam od kilku
lat. Mam nadzieję, że cieszycie się ze mną :)
10 komentarze:
Raczej nie mój klimat,a le mój tata uwielbia takie opowieści :)
Sama nie jestem do końca przekonana do polskich autorów z obojętnie jakiego gatunku. Co do fantastyki to już w ogóle. Rzadko kiedy sięgam, ale muszę to zmienić. Do tej książki mnie kompletnie nie ciągnie. Czarownice? To nie dla mnie, chyba że Harry Potter *.*
Cieszę się razem z Tobą, choć poznałam dopiero dzięki wstawce w notce ;) to calutki tydzień po moim wyjeździe na The Rasmus *.*
Co do książki- jakoś... nie czuję ani mięty, ani rumianku.
Raczej nie ;(
Ja z rodzimą fantastyką nie miałam do czynienia. W ogóle mnie ten gatunek nie interesuje, a widzę, że wiele osób czyta takie książki. Może kiedyś dam się skusić:) Pozdrawiam!
Mam wrażenie, że już gdzieś o niej słyszałam - ale czy przeczytam.. nie wiem.
Kiedy napiszesz kolejną notkę? :)) Chyba się skuszę i to przeczytam... A jeśli chcesz coś poczytać, to zerknij tutaj: http://sztylety-gildiasrebrnejanakondy.blogspot.com/ ^^ Może się spodoba^^
Zadаwanie pуtań to rzeczyωiśсie zaleta, jeśli nie rozumiejąc tego zupеłnie mаsz tаką możliwość.
Opгócz tego tеn tеkst jest tгaśnіęty całκiem profesјonalnie.
Gгatuluję! Ρrzy okazϳі jaκ sіę z Tobą kontaktować?
Here is my page ; Andrzej Pilipiuk Jakub WęDrowycz
@Anonimowy
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
Skontaktować można się ze mną pisząc na: chasm.chasm@gmail.com
Nie przepadam za fantastyką, więc ten tytuł chyba sobie daruję.
Zapraszam do blogowej zabawy, do której wytypowałam również Ciebie:
http://swiat-ksiazki-drrim.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy nawet najdrobniejszy komentarz :)